Ostatnie szkolenie dla księgowych w Szczyrku. To był czad. Była gromada ludzi. Główny księgowy z Warszawy od samego początku miał straszne parcie na przygodę weekendową. Tylko alkohol i dziwnie bliskie kontakty z paniami z sąsiednich oddziałów firmy. Pracuję w ogromnej sieci oddziałów biur rachunkowych. Prezes jest jeden. Też kiedyś był głównym księgowym z Poznania. Ale nagle mu się znudziło pracowanie na kogoś i został księgowym z Warszawy – prezesem własnej dużej firmy, skupiającej oddziały z całego kraju. Ja pracowałem akurat jako kierownik biura rachunkowego w Lublinie. Mały oddział, pode mną trzy Panie, rzecz jasna tylko w pracy i tylko w hierarchii pracowniczej. Nie zmienia to faktu, że było mi fajnie pracować w takim gronie. Tym bardziej, że praca była fajna. Dużo się uczyło, dużo się szkoliło, tak więc ciekawie i miło. Trochę Polski zjeździłem w ramach integracyjnych wyjazdów szkoleniowych. W Szczyrku było super, było inaczej. Poznałem przemiłą dziewczynę z Warszawy. Nowy nabytek firmy – skromna, miła i niezepsuta światem współczesnym. Właśnie się zaręczyłem.