Wyjazd integracyjny. Pracuję jako księgowy w małej firmie, której przedmiotem działania jest wydobycie żwiru ze złóż położonych niedaleko Warszawy. Większość pracowników firmy pracuje na żwirowni, a garstka, tak zwanych biurowych siedzi, rzecz jasna za biurkami w Warszawie. Warszawa była też miejscem „wyjazdu integracyjnego” Wszyscy pracownicy, z różnych miejscowości ościennych zjechali się do stolicy w celu wypicia dużej ilości alkoholu. Rzecz jasna organizatorem był właściciel firmy. Tak więc każdy na owym spotkaniu miał swój pseudonim. Ja wystąpiłem jako: „księgowy Warszawa”, ale był też „wózkowy Ostrów” czy „kopacz Wyszków”. Śmiesznie to brzmiało, ale szef właśnie w taki sposób przedstawiał nas jako swoich pracowników, pochodzących z różnych miejsc w kraju. Przyjęło się to od razu na imprezie i powiem szczerze, że zaburzyło nieco ową „integrację”, bo do tej pory nie znam praktycznie nikogo z firmy z imienia i nazwiska. Nie do końca więc owa „popijawa” nas zintegrowała, ale faktem jest, że było bardzo fajnie. Po powrocie, praca wydawała się jakby fajniejsza.